XXI wiek, ludzkość najbardziej zaawansowana technologicznie i naukowo posługuje się walutami opartymi na… wierze. (tzw. fiat currency).
Po drugiej stronie np. Bitcoin za ~49.000 PLN. Ciągle wczesne stadium tej koncepcji, dla wielu nie do przyjęcia, raj dla spekulantów, tylko w ostatnie siedem dni drożeje o +44%.
Ostatnia hossa na rynku kryptowalut w 2017 roku umożliwiała pomnożenie kapitału około 50x (50 razy). Wymagało to dokładnie tyle samo wiary, ile potrzeba by wierzyć, że papier z królem jest coś wart.
Myślę, że jesteśmy u progu przedefiniowania słowa „waluta”. Co ciekawe, to nie użytkownik końcowy ma tego chcieć, tylko „administratorzy systemu” zdają się rozumieć i zgodnie rozpatrywać jako nieuniknione.
Słowem komentarza: Użytkownik końcowy, ma tę cechę wkalkulowaną w swoją rolę, że jest na końcu i odbiera zadane ramy za obowiązującą rzeczywistość. Może się nie zgadzać, ale nie ma siły sprawczej by taki sprzeciw wnieść i z tego tytułu cokolwiek egzekwować.
Nie twierdzę, że nową definicją „waluty” będzie Bitcoin, jestem jednak niemal pewien, że nie będzie nią np. USD czy EUR w obecnej formule.
Waluta to informacja.
Bitcoin nie jest pieniądzem, nie jest też walutą, jest pierwszym efektywnym zastosowaniem rozproszonego ewidencjonowania i wymiany informacji. Nie porównywałbym tego do waluty w ramach w jakich zwyczajowo myślimy o pieniądzach. Nie oczekiwałbym też stabilności w świecie płynnych kursów walutowych dla tworów takich jak USD, EUR, PLN, itd. Jeśli uznać, że pieniądz jest „umową o przenoszeniu wartości” to umowa na USD jest złodziejską w stosunku do tej jaką oferuje np. Bitcoin, złoto lub nawet muszelki na plaży.
Mądry system czy mądry end-user?
Bitcoin jest neutralny z perspektywy nadawcy, odbiorcy i wartości transakcji. Podobne cechy ma choćby internet. To unikalna przewaga konstrukcji systemu dająca możliwość tworzenia innowacji każdemu użytkownikowi (w tym wypadku) sieci, możliwe jest kreowanie rozwiązań z poziomu użytkownika w obszarze wymiany, płatności, czy wręcz bankowości. Martwa matryca/narzędzia, żywy użytkownik-twórca. W obecnej formie systemów wymiany wartości jest dokładnie odwrotnie. Wszystkim tym zajmuje się nazwijmy to „central head”, albo z wydźwiękiem historycznym – „centralny planista”. Wolny rynek to gra, która ma swojego administratora z wszystkimi tego plusami, ale… również z wszystkimi tego minusami.
Administrator/-rzy to ludzie, którzy zwłaszcza, gdy cokolwiek „gwarantują” bywają zawodni, mylą się. Kryzysy, to nie przypadkowy skutek gospodarowania, a obligatoryjna składowa wkomponowana w system zarządzany tak, a nie inaczej.
Te heretyczne (z systemowego punktu widzenia) założenia, są punktem wyjścia do paradoksalnie bardzo dochodowego finału. Jeśli „po czynach poznacie”, to ignorowanie tej ścieżki jest błędem.
Ostatnie 24 krypto-godziny:
Pozdrawiam, PK